„Mamo, dzisiaj już nie zakładaj mi pieluszki, jestem już duży/-a, załóż mi majteczki”.
Matka w szoku, sama nie wie co robić, ale daje się namówić i prowadzi to swoje dziecię do żłobka, ze stertą ubrań na zmianę i pięcioma parami majteczek z ulubionymi postaciami z bajek. Z cichą nadzieją, że Marshalla, Elsy, czy Willsona to może nie zasiusia. W pracy przez osiem godzin siedzi jak na szpilkach i tworzy w głowie czarne scenariusze. A gdy wybija godzina, z duszą na ramieniu idzie odebrać tego swojego dążącego do samodzielności brzdąca, przygotowując się psychicznie na to co zaraz usłyszy: „chyba pani oszalała, przyprowadzając dziecko bez pieluchy, wszystko mokre, od góry do dołu.” Przekracza próg żłobka i nie wierzy własnym oczom. Stoi przed nią jej mały berbeć ubrany dokładnie w ten sam zestaw co rano.
Scenariusz idealny, ale z życia wzięty.
Nie, nie. Nie z naszego. U nas było trochę inaczej…
Dlatego też nie będzie to tekst w stylu „10 złotych rad jak odpieluchować dziecko”, bo niestety nie jestem ekspertką w tym temacie. A nawet wręcz przeciwnie, niektórzy zapewne uznaliby, że poniosłam porażkę na całej linii. Nie podam Wam też żadnych magicznych sposobów, bo takowe nie są mi znane. No może poza jedną: WYLUZUJ.
Za to podzielę się z Wami wszystkimi błędami, jakie popełniłam, a trochę ich było, zważywszy na kilka naszych nieudanych podejść do odpieluchowania. A przy tym wszystkim, będę żywiła cichą nadzieję, że nie powielicie moich błędów. Chociaż z drugiej strony, czemu by nie, w końcu mówi się, że na błędach czlowiek uczy się najlepiej.
Gwoli wyjaśnienia, dla tych którzy jeszcze mnie nie znają, powiem Wam kilka słów o sobie. Należę do osób, które lubią, gdy wszystko idzie według planu i nawet najmniejsze odstępstwo od normy potrafi wyprowadzić mnie z równowagi. Poza tym, jestem w gorącej wodzie kąpana, najlepiej gdyby wszystko było na tu i teraz. Niestety, te cechy nijak nie idą w parze z odpieluchowaniem. A nawet wręcz przeciwnie, tworzą mieszankę wybuchową.
I u nas niestety, czasami było wybuchowo. Gdzieś tam po drodze się pogubiłam, chciałam to zrobić szybko, po swojemu. Zapomniałam w tym wszystkim o najważniejszym, a mianowicie, że pożegnanie z pieluszką to dla dziecka mała życiowa rewolucja. A jak wiadomo, z każdą zmianą trzeba się oswoić, a do tego potrzeba czasu. Jedni potrzebują go więcej, drudzy mniej.
To trochę tak, jakby ktoś nagle kazał Ci korzystać tylko i wyłącznie z toalety kucanej. Przypuszczam, że musiałabyś pożegnać się z czytaniem książek, prasy, czy też przeglądaniem Instagrama w miejscu, które czasami, dla szczęśliwców posiadających dzieci, jest jedynym miejscem w domu, gdzie można usiąść w ciszy i spokoju. Chyba że opracowałabyś nowy sposób czytania w kucki. Nie wiem jak dla Ciebie, ale dla mnie byłaby to prawdziwa życiowa rewolucja. Spróbuj więc wyobrazić sobie co przeżywa Twoje dziecko.
Dlatego też zanim postanowisz się zdenerwować, zastanów się dwa razy.
NIE PRZEJMUJ SIĘ TYM CO MÓWIĄ INNI
„Już ma 2 latka i jeszcze nosi pieluszkę?” (a przy tym oczy jak u wyraka).
Każdy jest ekspertem w wychowaniu dzieci, a szczególnie nie swoich. I potem przychodzi ta ciotka w odwiedziny i wielce się dziwi, że Twoje 18-miesięczne dziecko nosi jeszcze pieluszkę, a przy okazji przynosi mu całą torbę słodyczy. Bo przecież pieluszka to wielka zbrodnia i krzywda dla dziecka, a słodycze to samo dobro.
To Twoje dziecko i innym nic do niego i do jego pieluszki. Sama najlepiej wiesz, co jest dobre i właściwe dla Twojego dziecka.
NIE KRZYCZ
Gdy już po raz enty latasz z mopem, czy ścierą, pierzesz dywan, czy co gorsza, łóżko, trudno się dziwić, że nie potrafisz zachować anielskiej cierpliwości. Ale pamiętaj, Twoje dziecko nie robi tego specjalnie, nie robi Ci na złość, ani nie żartuje. Zapewniam Cię, że chciałoby sprostać Twoim oczekiwaniom, ale nie zawsze mu się udaje.
NIE SZANTAŻUJ, NIE PRZEKUPUJ
„Nie będzie bajki, dopóki nie zrobisz siusiu na nocniczek”. „Dostaniesz ciasteczko, jak usiądziesz i zrobisz kupkę”.
Dziecko powinno korzystać z toalety lub nocnika świadomie. Załatwianie się powinno być naturalną potrzebą, a nie czynnością, która jest nagradzana lub karana. Szantaż i przekupywanie może przyczynić się jedynie do zwiększenie stresu, ale na pewno nie sprawi, że dziecko zaprzyjaźni się z nocnikiem.
NIE PORÓWNUJ
„Zobacz, Zosia już tak pięknie robi siusiu i kupkę na nocniczek, a Ty nadal w pieluszkę.”
Oto częsty zabieg rodziców. Niestety, nasz maluch zapewne ma w nosie to czy Zosia siusia ładnie, czy brzydko. Poza tym, to nie zawody ani wyścigi typu „kto pierwszy, ten lepszy”.
NIE WYŚMIEWAJ
„Jesteś już taki duży, a jeszcze nosisz pieluchę? Dzidziuś z Ciebie, siusiumajtek.”
Gdy już żadne inne sposoby nie działają, zrezygnowane, często uciekamy się do takich argumentów. Niestety, mogą mieć one odwrotny skutek do zamierzonego. Bez wątpienia, nie przekonają naszego malucha do pożegnania się z pieluchą, a na dodatek mogą podkopać jego poczucie własnej wartości.
My, dorośli, również nie lubimy być wyśmiewani gdy coś nam się nie udaje. Nie wiem jak na Was, ale na mnie na pewno nie działa to motywująco. Co więcej, jest oznaką braku szacunku.
NIE POSPIESZAJ
Każde dziecko jest inne i rozwija się w swoim tempie. Niby oklepany zwrot, a jednak nie każdy z nas o nim pamięta.
Jeden maluch biega niczym sprinter już w wieku 13 miesięcy, drugi opanowuje tę czynność dopiero po skończeniu 18 miesiąca, a może nawet i później. U niektórych pierwszy ząbek pojawia się już w 5 miesiącu, a u innych w 11. To nie matematyka, ani logika – nie ma na to żadnej reguły.
Tak samo jest z odpieluchowaniem. U każdego dziecka ten właściwy moment przychodzi w innym czasie i jedyne co nam pozostaje to pogodzić się z tym i wytrwale czekać. Oczywiście, bez przesady.
Pospieszanie dziecka może mieć bardzo złe skutki. U nas tak właśnie było, gdy chciałam odpieluchować Melushkę w okolicach 2. urodzin. Zdejmowałam jej pieluszkę, a ona potrafiła nie siusiać przez 8 godzin. Po czym zakładałam jej pampersa i już po chwili ważył chyba z 5 kilo. Potem zaczęła (niezbyt chętnie) siadać na toalecie lub nocniku. A siusiu robiła, jak tylko z niego wstała.
Dlatego też postanowiłam odpuścić i poczekać na lepszy moment.
I w końcu nadszedł, ale o tym już innym razem.



