Nie płacz. Nie bój się. Nie wstydź się.
To słowa, które bardzo często mówimy swoim dzieciom, często się nawet nad nimi nie zastanawiając. A może powinniśmy na chwilę zamilknąć i pomyśleć po co i dlaczego? Jaki jest ich sens? Co mamy na celu? Chcemy wesprzeć nasze dzieci. Chcemy, aby były silne i odważne. Chcemy aby czuły się bezpiecznie. Tylko czy rzeczywiście dzięki tym słowom osiągniemy ten cel?
Zbyt często oczekujemy od naszych dzieci, aby były idealne. Chcielibyśmy aby się bawiły , uśmiechały, przytulały, były otwarte i towarzyskie, a gdy coś im dolega po prostu jasno to artykułowały. Istna sielanka.
A tymczasem okazuje się, że nasze dziecko płacze gdy jest głodne, płacze gdy je coś boli, płacze gdy jest zmęczone, płacze, bo nie ma nastroju, płacze, bo nie chcemy dać mu kolejnego kawałka czekolady, czy kupić kolejnej zabawki, płacze, bo z czymś sobie nie radzi. W końcu nie z powietrza wzięło się powiedzenie „płakać jak dziecko”. Mało tego, że płacze, na dodatek ono prawie wszystkiego się boi. Boi się obcinania paznokci, boi się wizyty u lekarza, boi się szczekającego psa, boi się ciemności, boi się kręcić na karuzeli, czy zbyt wysoko huśtać na huśtawce.
Ze wstydem też jest za pan brat. Zaczepiane przez nieznajomą panią w sklepie, kurczowo trzyma się maminej spódnicy. Na szkolnym przedstawieniu, wychodzi na środek i nagle ze stresu zapomina języka w gębie. A zapytanie przechodnia na ulicy o godzinę stanowi niesamowite wyzwanie.
A my, rodzice, zamiast wspierać je w życiowych zmaganiach, odgrywamy bohaterów, niewzruszonych i nieustraszonych. Takich co to nigdy nie płaczą i niczego się nie boją. Mówiąc mu „nie płacz, przecież nic takiego się nie stało” „nie bój się, przecież to nie boli”, „nie wstydź się, musisz być śmiały i odważny”, lub co gorsza uciekając się do argumentacji typu „zobacz, Jasio huśta się tak wysoko i się nie boi”, a „Helenka tak pięknie recytuje wierszyk przed tak liczną publicznością”, nie mamy złych zamiarów. Chcemy okazać swoje wsparcie, dodać siły i odwagi do dalszego działania. A tymczasem, zupełnie nieświadomie, odbieramy dziecku pewność siebie, lekceważymy jego uczucia i emocje, nie pozwalamy okazywać słabości. Tak jakby płacz, strach i wstyd były czymś złym, niewłaściwym.
W naszym dorosłym świecie problemy naszego dziecka wydają się błahostkami, niewartymi smutku, czy też ani jednej łzy. Bo niby czym jest zepsuta zabawka w porównaniu z obawą o utratę pracy? Czym jest kłótnią z przyjaciółką z przedszkola w porównaniu z problemami zdrowotnymi? Czym jest jedynka w szkole w porównaniu z degradacją zawodową? Dla nas, dorosłych, czymś zupełnie nieistotnym. A dla naszych dzieci, w danym momencie – największą życiową tragedią.
Rozstanie z mamą, idącą do pracy, to nie tylko osiem zwykłych godzin, to cała wieczność. Ulubiony kocyk, wirujący w pralce, to nie tylko zwykłe pranie, ale obawa przed utratą czegoś ukochanego.
Te wszystkie przeżycia, małe i duże, a zwłaszcza to jak dziecko sobie z nimi radzi, mają ogromny wpływ na dorosłe życie. Okres dzieciństwa jest czasem kiedy bardzo intensywnie rozwija się układ nerwowy. To właśnie wtedy uczymy się radzić sobie ze smutkiem, lękiem, wstydem. I mimo iż czasami nie jest to łatwe, nie unikniemy tego. Negatywne uczucia i emocje, zarówno jak i te pozytywne, są nieodłączną częścią naszego życia. I sztuką nie jest unikanie ich, ale stawienie im czoła.
A my, rodzice, zazwyczaj chcemy ustrzec nasze dzieci przed tym co złe i smutne. Niestety, nie pozwalając im samodzielnie zmierzyć się z problemami i negatywnymi emocjami, wyrządzamy im krzywdę. Odbieramy im możliwość nauki poznawania, wyrażania i nazywania emocji, a w konsekwencji umiejętnego radzenia sobie z nimi.
Usiądźmy teraz i zróbmy swój własny rachunek sumienia. Czy dorośli rzeczywiście nigdy nie płaczą, nie boją się, nie wstydzą? Oczywiście, że nie. My właśnie wstydzimy się przyznać do własnych słabości, dlatego też często ukrywamy swoje negatywne uczucia przed całym światem. A co gorsza, bardzo często nie dajemy sobie do nich prawa, więc sami przed sobą udajemy bohaterów.
Ja płaczę, gdy jestem smutna. Płaczę, gdy czuję się bezsilna. Płaczę, gdy mam dość. Płaczę, gdy ktoś mnie mocno zdenerwuje. A czasami nawet płaczę bez konkretnego powodu. Boję się o swoją córkę. Boję się porażek. Boję się wyzwań. Boję się pająków. Boję się gdy oglądam horror. Czasami boję się ciemności. Wstydzę się nagości. Wstydzę się wystąpień przed dużą publiką. Czasami wstydzę się swoich błędów.
Oto mój krótki rachunek sumienia. A jaki jest Twój?
Pamiętajmy, że dla naszych dzieci jesteśmy przykładem, wzorem do naśladowania.
Starajmy się więc traktować ich z empatią i zrozumieniem. Nie lekceważmy ich uczuć, bo to co nam wydaje się błahostką, dla nich może być wielką tragedią. Zamiast mówić im „nie płacz”, „nie bój się”, „nie wstydź się”, powiedzmy „wiem, że się boisz, to nic złego, ja też czasami się boję”, „rozumiem, że jest ci smutno, ja też czasami płaczę, gdy jestem smutna”. Pokażmy, że każdy ma prawo do słabości, gorszych chwil, smutku, łez, złości, bez względu na wiek, czy płeć (chłopcy też płaczą!!!).



