Czasami zdarza mi się zapomnieć jak bardzo potrzebuję ludzi. Oczywiście, nie byle jakich, ale tych, którzy dają mi pozytywną energię, motywują i potrafią wysłuchać bez oceniania. Z którymi mogę porozmawiać o wszystkim i o niczym, lub po prostu pomilczeć. Którzy pochwalą, a zarazem skrytykują, kiedy trzeba. Na których mogę polegać zawsze i wszędzie.
Zazwyczaj przypominam sobie o tym w momentach mniej lub bardziej kryzysowych. Wtedy czasami wystarczy krótka pogawędka z przypadkowo napotkaną osobą, a innym razem muszę się wygadać i wyżalić, a do tego niezbędna jest mi obecność kogoś bliskiego. Z własnego doświadczenia wiem, że nawet krótkie spotkanie przy kawie może zdziałać cuda.
Tę potrzebę obecności innych ludzi zrozumiałam dopiero gdy zostałam matką. Co nie oznacza, że kiedyś jej nie posiadałam, tylko po prostu nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Chodząc do szkoły, potem studiując, czy pracując, była ona zaspokajana w sposób naturalny. Miałam to szczęście, że w moim otoczeniu zawsze znajdowała się jakaś bliska mi osoba. Poza tym, wieczorne wyjścia na pogaduchy z przyjaciółmi, czy znajomymi nigdy nie stanowiły problemu.
Macierzyństwo wiele zmieniło w tej kwestii. Przyjaciele i znajomi oczywiście nie zapadli się pod ziemię, ale kompletnie zmieniła się moja dyspozycyjność. Przestałam chodzić do pracy, a popołudniowe czy wieczorne wyjścia z domu nie były już tak łatwe pod względem logistycznym. Jedyne co pozostało, to spotkania w domowych pieleszach, ale tutaj też trzeba było wszystko dopasować do planu dnia najważniejszego, a zarazem najmniejszego członka rodziny. Z czasem było coraz łatwiej, więc nawet wyjścia z domu przestały stanowić problem.
Prawda jest jednak taka, że łatwo jest się w tym wszystkim pogubić. Zaniedbać znajomych, przyjaciół, a przede wszystkim siebie. Albo nie mamy czasu, albo nie mamy możliwości, a na dodatek jesteśmy tak zmęczeni, że nie zawsze nam się chce. Warto jednak się wysilić i znaleźć choć chwilę dla siebie i innych. Bo nawet jeśli wydaje się nam, że tego nie potrzebujemy, to dobrze jest naładować swoje akumulatory na zapas. Jak wiadomo, przebywanie z dzieckiem 24 godziny na dobę, to trochę tak jak pozostawienie samochodu z włączonymi światłami, akumulator pada po kilku godzinach.
Na szczęście, my, matki, posiadamy znacznie mocniejsze akumulatory, ale niestety, nie są niezawodne. Najczęściej do ich naładowania potrzebujemy innych ludzi, a tych jest pod dostatkiem. Każdy znajdzie „coś” dla siebie, wystarczy tylko rozejrzeć się dookoła.
Mimo iż jestem osobą, która lubi towarzystwo swojej córki, a jeszcze bardziej ceni swoje własne, mój akumulator też czasami ulega rozładowaniu. Zdarza się to niesamowicie rzadko, bo staram się do tego nie dopuścić. Jednak w tym roku początek jesieni dał mi solidnie w kość i prawie całkowicie wyeksploatował moje siły. I wiecie co mi pomogło? Wystarczyło zaledwie kilka spotkań, rozmów o wszystkim i o niczym, i znów czuję się jak nowo narodzona. Jakby ktoś podłączył do mnie kabel i naładował baterie. Po raz kolejny zrozumiałam, że potrzebuję ludzi jak powietrza.
Chociaż mnie też czasami się nie chce ruszyć. Szczególnie gdy już się tak zasiedzę w tych moich domowych pieleszach i z pozoru wydaje mi się, że dobrze mi z tym. Jednak mój wewnętrzny głos podpowiada mi, rusz się, wyjdź z domu, a będzie jeszcze lepiej. I zazwyczaj tak właśnie jest. Wychodzę i potem się dziwię, że nie zrobiłam tego wcześniej.
Dlatego też jeśli jeszcze tego nie zrobiłaś, rusz się, wyjdź do ludzi. Bez względu na to, na jakim etapie macierzyństwa jesteś, czy możesz to zrobić bez dziecka, czy razem z nim, rano, czy wieczorem. Bycie matką, a tym bardziej urlop macierzyński, to świetny czas na to, aby poznać nowe osoby, kobiety, które są w podobnej sytuacji, co ty. Nawet jeśli ci się nie chce, zrób to. Naładuj swój akumulator na zapas, bo jeśli padnie, nie będziesz w stanie naładować baterii swojego dziecka.
A ja będę powtarzać do znudzenie, że szczęśliwa matka, to szczęśliwe dziecko. Inna opcja nie istnieje.



