Kolejny dzień mojego życia. Pierwszy kolejnego roku. Roku symbolicznie przełomowego. Roku , który zmienił pierwszą cyfrę mojego wieku. Zabrał bezpowrotnie. Cyfrę, która towarzyszyła mi przez 10 lat. Pięknych lat, które wiele zmieniły w moim życiu, wiele mnie nauczyły, podarowały wiele wyjątkowych chwil, postawiły na mojej drodze wiele cudownych ludzi, a przede wszystkim, dwie najważniejsze dla mnie osoby, bez których teraz nie wyobrażam sobie już siebie – mojego męża i córkę.
To było 10 niezapomnianych lat.
Oczywiście, były chwile lepsze, jak i gorsze. Chwile kiedy skakałam z radości, jak i płakałam z bezsilności. Chwile, kiedy chciałam aby coś trwało wiecznie, jak i kiedy miałam ochotę rzucić wszystko w cholerę. Nie zawsze było kolorowo, ale jestem wdzięczna za każdą sekundę, a nawet jej ułamek. Bo to właśnie te wszystkie pojedyncze momenty ukształtowały mnie taką jaką jestem teraz. I mimo iż czasami chciałabym inaczej, więcej, mniej, to kocham to swoje życie. Tak strasznie je kocham. Z każdym dniem coraz bardziej.
I nie, moje życie wcale nie jest idealne. U mnie po prostu, szklanka jest zawsze do połowy pełna.
Czy będę tęskniła za tą cyfrą na przedzie?
Oczywiście, że nie, bo jeszcze tyle pięknych cyfr przede mną. Tyle niesamowitych lat. Przede mną jeszcze całe życie. I zamierzam wycisnąć z niego ile tylko potrafię, cieszyć się każdą chwilą, doceniać wszystko co wokół. Bo po to właśnie jest życie.
Wiem, że z każdym dniem jestem starsza, i każdy przeżyty dzień oznacza mniejszą ich ilość przede mną. Ale co z tego? Przecież nie usiądę na miejscu i nie dam życiu spokoju. Wręcz przeciwnie, wykorzystam je do cna. Bo jeszcze mam tyle marzeń do spełnienia, tylu ludzi do pokochania, tyle miejsc do zobaczenia, książek do przeczytania, filmów do obejrzenia, tyle pysznych kaw do wypicia, tyle rzeczy do wypróbowania.
A jaki był pierwszy dzień kolejnej dekady mojego życia?
Wyjątkowy, jak każdy inny. I nie, wcale nie robiłam nic innego niż zwykle. Nie skakałam ze spadochronem, nie wyjechałam w podróż dookoła świata, nie zrobiłam hucznej imprezy, nie upiłam się do nieprzytomności. Spędziłam go spokojnie i uważnie, z dwiema osobami, które kocham całą sobą. Starałam się cieszyć każdą chwilą, tak jak każdego innego dnia.
Jedyne czym różnił się on od pozostałych dni, to poranne prezenty w łóżku, ogromna ilość słońca, wyjątkowe „Sto lat” zaśpiewane specjalnie dla mnie przez Melushkę i długie chwile spędzone ze słuchawkami na uszach. Mój K. zrobił mi wspaniałą niespodziankę, przypomniał mi jak bardzo kocham słuchać muzyki, ile skrajnych emocji potrafi ona we mnie wywołać, jak bardzo mnie motywuje i o ile piękniejsze jest życie dzięki niej. A to wszystko przez to, że dał mi w prezencie słuchawki (swoją drogą, białe – piękne, wymarzone) (Dziękuję Ci mój Mężu (:*). Ty zawsze wiesz jak mnie uszczęśliwić. )
Taki oto był mój dzisiejszy dzień.
Zwykły, a zarazem wyjątkowy. Jak każdy inny, a jednocześnie jedyny w swoim rodzaju.



